Nowa właścicielka mieszkania postanowiła zmienić w nim wszystko, poczynając od połączenia pokoju dziennego z kuchnią i zamiany dwóch małych sypialni w jedną dużą, a na pionowaniu ścian oraz poziomowaniu sufitów i podłóg – kończąc. Jedyne, co zamierzała pozostawić, to dwoje drzwi wewnętrznych, prowadzących do sypialni, które poprzedni właściciele niedawno wymienili.
Ponieważ podobał się jej ich wygląd, a do tego pasowały do projektu nowego wystroju mieszkania, ich skrzydła – przed rozpoczęciem remontu – zostały zdjęte z ościeżnic i dokładnie owinięte folią, by uchronić je przed uszkodzeniami, o które łatwo podczas prowadzenia prac budowlanych. Podobnie postąpiono z ościeżnicami, które ostrożnie wymontowano ze ścian.
Po zakończeniu remontu jedne z tych drzwi zamontowano w wejściu do nowej sypialni, która powstała z połączenia dwóch mniejszych (Fot. 1). Nie było z tym problemów, bo podczas przebudowy, ściana, w której dwa otwory drzwiowe zastąpiono jednym, zachowała swoją grubość. Problemy pojawiły się natomiast podczas wstawiania drzwi do łazienki.
Drzwi do łazienki
Powierzchnia nowej łazienki została prawie dwukrotnie powiększona kosztem korytarza, który – po połączeniu dwóch sypialni w jedną – stał się po prostu zbyteczny. By można było zrobić większą łazienkę, rozebrano poprzednią ścianę, w której znajdowały się prowadzące do niej drzwi i nową wymurowano równo w linii przedpokoju. Pamiętając o tym, że mają być w niej zamontowane drugie z odzyskanych drzwi, wymurowano ją o takiej samej grubości, jaką miała kiedyś ściana przy sypialniach. Zapomniano jedynie o tym, że zostanie ona z jednej strony pogrubiona przez płytki gresowe, którymi będą wyłożone ściany nowej łazienki.
Może zresztą pamiętano, a jedynie się tym nie przejmowano, gdyż pozostawione drzwi miały regulowane ościeżnice, więc z ich montażem nawet w grubszej ścianie nie powinno być żadnych problemów.
Tymczasem okazało się, że już poprzednio ościeżnice były prawie na styk i teraz – w grubszej o prawie 1 cm ścianie – pozostała wąska przerwa między głównym elementem ościeżnicy, w którym osadzone były zawiasy, a ruchomą opaską od strony korytarza (Fot. 2).
Problem może nie był poważny, ale za to mocno irytujący, jako że remont mieszkania dobiegał końca, a szpara w ościeżnicy stanowiła wyraźną skazę w starannie odnowionym i przebudowanym, zgodnie z życzeniami nowej właścicielki, mieszkaniu.
Radykalnym rozwiązaniem – gdyby nie udało się znaleźć takiego samego modelu – byłaby oczywiście wymiana obu drzwi na nowe, gdyż po remoncie znalazły się one teraz blisko siebie (Fot. 3) – nie wchodziło zatem w grę szukanie jednych, ale w miarę podobnych do poprzednich. Wymiana drzwi wiązałaby się też z dodatkowymi wydatkami, co szczególnie pod koniec remontu nie jest zbyt przyjemne.
Ostatecznie sprawę niefortunnej szczeliny załatwiono szybko i niedrogo. W hipermarkecie budowlanym, w którym – jak ustalono z poprzednimi właścicielami – zostały zakupione owe drzwi, kupiono za nieco ponad dziesięć złotych 5 metrów drewnianych ćwierćwałków, pasujących do nich kolorystycznie.
Listwy te zostały wklejone w ościeżnicę, dokładnie zakrywając nieszczęsną szczelinę (Fot. 4). Efekt tego okazał się na tyle dobry, że teraz drzwi do łazienki wyglądają tak, jakby „ratunkowy” ćwierćwałek był przewidzianym fabrycznie elementem ościeżnicy.
W dodatku – może dlatego, że zarówno drzwi do łazienki, jak i do sypialni otwierają się do środka i w tę samą stronę – różnice między ich ościeżnicami nie są widoczne ani dla mieszkańców, ani dla ich gości (Fot. 5 i 6), mimo że stoją obok siebie w narożniku korytarza.