Przy ocieplaniu ścian domów jednorodzinnych płytami styropianowymi – inaczej niż przy płytach z wełny mineralnej – nie ma obowiązku ich kołkowania, czyli stosowania dodatkowych łączników mechanicznych. Wystarczy przykleić je do muru za pomocą przeznaczonej do tego celu zaprawy klejowej, najlepiej o podwyższonej przyczepności do podłoża. Nie zmienia to faktu, że spotyka się domy, w których styropianowe ocieplenie jest dodatkowo zamocowane do ścian za pomocą plastikowo-stalowych kołków z „talerzykami”.
Przesłanką do kołkowania styropianu może być na przykład lokalizacja domu na otwartej przestrzeni. Jego ocieplone ściany są wtedy narażone na działanie porywistego wiatru, którego ssanie – przy braku kołków – łatwiej mogłoby oderwać płyty styropianowe od muru. Takim wskazaniem może być również wykończenie elewacji na przykład płytkami kamiennymi lub gresowymi – istnieje bowiem wtedy ryzyko, że pod ich ciężarem płyty ocieplenia mogą zostać oderwane od ściany.
Ponieważ takie sytuacje nie zdarzają się często, więc większość domów jednorodzinnych z dwuwarstwowymi ścianami zewnętrznymi ma ocieplenie z płyt styropianowych zamocowane do muru jedynie za pomocą zaprawy (Fot. 1). Jednak nawet wtedy, gdy dla stabilności styropianowego ocieplenia domu nie ma większych zagrożeń, są inwestorzy (lub wykonawcy), którzy decydują się na dodatkowe „zakołkowanie” płyt. Przy czym nie dotyczy to jedynie miejsc, w których są one szczególnie narażone na oderwanie, czyli narożników domu lub obramowania okien, ale i całych elewacji.
Takie kołkowanie styropianowego ocieplenia domu jednorodzinnego – być może powodowane przesadną ostrożnością – wydłuża czas jego wykonania i oczywiście kosztuje. Można by więc ten dodatkowy, choć niezbyt duży wydatek, uznać za zbyteczny, ale jego ocena będzie inna, jeśli nawet na fragmencie elewacji dojdzie do oderwania przez wichurę niekołkowanych płyt. Naprawa uszkodzeń będzie kosztować z pewnością zdecydowanie więcej niż dodatkowe kołkowanie. Nie należy się więc dziwić, że są inwestorzy, którzy decydują się na podwójne mocowanie płyt styropianowych (Fot. 2).
Kołkowanie płyt styropianowych
Pod względem mechanicznym kołkowanie będzie tylko wtedy skuteczne, jeśli zostanie poprawnie wykonane. Plastikowe łączniki montażowe (kołki) – najlepiej takie z metalowymi rdzeniami – muszą być przede wszystkim mocno osadzone w warstwie nośnej ściany. Głębokość ich wpuszczenia w mur zależy od materiału, z którego została ona wykonana. W bloczkach silikatowych nie powinna być ona mniejsza niż 4 cm, a pustakach ceramicznych – 6 cm.
Minimalna liczba kołków na jedną płytę to dwa, ale warto sprawdzić w aprobacie technicznej, dotyczącej konkretnego systemu ociepleń, jakie są w tej kwestii zalecenia jego producenta.
Niewidoczne kołkowanie
Szczególnie ważne jest też takie wykonanie kołkowania, by po ułożeniu tynku cienkowarstwowego – nawet przy niesprzyjającej pogodzie – na elewacji nie były widoczne ślady ich talerzyków (Fot. 3). Tak byłoby na pewno wtedy, gdyby kołkowanie ocieplania wykonano już po ułożeniu na płytach styropianowych warstwy zbrojącej (Fot. 4). Dociskające ją talerzyki kołków – zwłaszcza te o większej grubości – będą wystawać poza jej lico i w żaden sposób nie uda się ich wcisnąć w warstwę styropianu. Nie będzie także możliwe ukrycie ich w tynku cienkowarstwowych, bo gdyby tak się stało, to przestałby on być… cienkowarstwowy, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Usprawiedliwieniem dla takiego sposobu „zewnętrznego” kołkowania styropianu jest wykonanie warstwy elewacyjnej ścian domu z cienkich cegieł ceramicznych lub nieregularnych płaskich kamieni wapiennych (Fot. 5). Do wystających końców metalowych trzpieni, będących elementem kołków mocujących ocieplenie, można wtedy zamocować metalowe siatki tynkarskie. Umożliwią one za pomocą zaprawy cementowej trwałe – przez płyty styropianowe – zamocowanie elewacji murowanej z płytek do nośnej warstwy ścian zewnętrznych.
Wbrew pozorom nie jest też dobrym rozwiązaniem jedynie wciśnięcie talerzyków w styropian równo z jego powierzchnią. Bezpośrednio po nałożeniu warstwy zbrojącej mogą być one wprawdzie niewidoczne (Fot. 6), ponieważ jednak grubość zaprawy w miejscach kołków będzie większa niż obok, więc z powodu jej skurczu mogą się tam pojawić zagłębienia, które będą widoczne na elewacji, także już po nałożeniu tynku cienkowarstwowego.
Można to nieco poprawić, osłaniając talerzyki zaprawą zaraz po zamocowaniu kołków (Fot. 7). Jednak w tych miejscach grubość zaprawy będzie większa niż gdzie indziej, więc podczas deszczowej pogody może być w niej więcej wilgoci, co będzie widoczne na elewacji. Nie należy jednak zapominać, że każdy z kołków jest mostkiem termicznym (wprawdzie minimalnym, ale jednak). Z tego powodu temperatura powierzchni elewacji w miejscach kołków jest wyższa, więc para wodna będzie się na nich wykraplać wolniej.
Da się tego uniknąć, jeśli talerzyki kołków zostaną głębiej ukryte w warstwie styropianu. By to osiągnąć, trzeba w miejscu osadzenia każdego z kołków zrobić za pomocą otwornicy do drewna gniazdo o głębokości 2-3 cm (Fot. 8). Następnie w styropianie i murze wywiercić otwór o średnicy 8 mm na plastikowy kołek z talerzykiem (Fot. 9). Po osadzeniu kołka w murze przez wbicie metalowego rdzenia (Fot. 10), nanosimy na talerzyk odrobinę pianki montażowej i zakrywamy go „korkiem” wyciętym wcześniej ze styropianu (Fot. 11). Na wszelki wypadek dobrze jest przetrzeć go papierem ściernym, by wyrównać powierzchnię ocieplenia ściany.
Dzięki styropianowym osłonom, zakrywającym talerzyki kołków, podłoże pod warstwę zbrojącą i tynk cienkowarstwowy jest równe i jednolite pod względem materiałowym. Do tego zdecydowanie ograniczają one też wielkość mostków termicznych, więc ślady po kołkach nie będą widoczne na elewacji niezależnie od warunków atmosferycznych.
Uwaga! Możliwość przyklejania płyt styropianowych wyłącznie na zaprawę klejową dotyczy raczej nowych domów. W starych budynkach ocieplenie mocowane jedynie na klej mogłoby odpaść wraz z odspajającym się od muru tynkiem. W nich stosowanie kołkowania wydaje się niezbędne.