Wystające ze ścian balkony są najbardziej wystawionymi na destrukcyjne oddziaływanie czynników atmosferycznych elementami domu. Słońce, deszcz, śnieg oraz częste i gwałtowne zmiany temperatury powodują, że nawet dobrze zabezpieczone z czasem niszczeją i wymagają remontu. Dotyczy to nie tylko warstw wykończeniowych, ale niekiedy także ich konstrukcji.
Można się oczywiście zastanawiać, czy w domach jednorodzinnych – ze względu na bliskość ogrodu – balkony w ogóle są potrzebne. Jeśli już jednak być muszą, to dobrze jest zadbać, by przynajmniej ich konstrukcja nie tylko była odporna na niszczenie, a też nie stała się mostkiem termicznym przez który ciepło z domu ucieka szybciej niż przez jego ściany.
Mimo że balkony można, pod względem konstrukcyjnym, zrobić na wiele sposobów, najczęściej są one projektowane, jako cienkie płyty żelbetowe, będące przedłużeniem stropu nad parterem lub pierwszym piętrem. Jest to niestety wybór najgorszy z możliwych.
Zobacz: Dlaczego wspornikowe płyty balkonowe to pod względem konstrukcyjnym niedobre rozwiązanie?
O ile bowiem z ucieczką ciepła przez nie można sobie jakoś poradzić, ocieplając żelbetową płytę balkonu od góry i od dołu, o tyle nic nie zmieni tego, że pod obciążeniem rysuje się ona od góry. Przez rysy na górnej jej powierzchni woda dostaje się do zbrojenia, powodując jego korozję, co z czasem może nawet doprowadzić do katastrofy budowlanej.
Zniszczone balkony
Taką właśnie – z punktu widzenia mechaniki budowli – wspornikową konstrukcję miały balkony kilku położonych w górach domów (Fot. 1), których budowę z różnych powodów przerwano na etapie stanu surowego otwartego. Przez kilkanaście lat ich ściany – wprawdzie przykryte dachem, ale nie osłonięte elewacją – ulegały powolnej destrukcji. W jeszcze większym stopniu dotknęło to wystających z nich żelbetowych balkonów (Fot. 2). Z powodu wystawienia na długie oddziaływanie skrajnych – zwłaszcza zimą – warunków pogodowych, skorodowało w nich nie tylko zbrojenie, ale i sam beton.
Gdy w końcu – po zmianie właściciela – zdecydowano się dokończyć budowę „porzuconych” domów, trzeba było odpowiedzieć sobie na pytanie, co zrobić ze zniszczonymi balkonami. Na pewno bowiem ich konstrukcja nie mogła pozostać w takim stanie, w jakim była, gdyż zagrażałoby to bezpieczeństwu nowych mieszkańców.


Nowe balkony
Płytowe balkony wspornikowe pod wpływem obciążenia są rozciągane górą (Rys. 1). To dlatego ich zbrojenie jest umieszczane w górnej strefie płyty.
Gdy zaczyna ono korodować, spada nośność balkonu, co może grozić jego awarią. Takich nadwyrężonych balkonów, w których skorodowane jest nie tylko zbrojenie, ale i beton, nie da naprawić się w sposób prosty i opłacalny ekonomicznie.
Nie jest też dobrym pomysłem podpieranie ich na swobodnej krawędzi (Rys. 2), gdyż wtedy będą rozciągane dołem. Ponieważ w żelbetowej płycie nie ma w tym miejscu zbrojenia, a beton ma bardzo małą wytrzymałość na rozciąganie, więc nawet pod niedużym obciążeniem balkon może się złamać.


Pewnie dlatego w opisywanych domach zdecydowano się na odcięcie wszystkich starych balkonów i zastąpienie ich nowymi, wykonanymi z drewna (Fot. 3 i 4).


Ich konstrukcja składa się z trzech słupów, w których zamocowana jest belka, będąca jedną z podpór dla drewnianej płyty nowego balkonu (Rys. 3 i Fot. 5). Druga, równoległa belka podporowa, oparta została na ścianie parteru i skotwiona ze stropem.


Dzięki takiemu rozwiązaniu nie tylko konstrukcje nowych balkonów są niezależne od budynków, ale też nie tworzą one w nich – tak jak żelbetowe płyty wspornikowe – mostków termicznych. Trzeba też przyznać, że nowe drewniane balkony wyglądają zdecydowanie atrakcyjniej niż ich żelbetowi poprzednicy, a modernizowane domy są dzięki nim dużo bardziej interesujące pod względem architektonicznym.