Ten dom miał od początku pecha. Najpierw miał być drewniany, ale zanim przystąpiono do prac wykończeniowych, jego konstrukcja zdążyła spleśnieć. Rozebrano ją więc i na tych samych fundamentach postawiono jednowarstwowe ściany z betonu komórkowego, a na nich oparto żelbetowy strop gęstożebrowy. Ze starego domu pozostały jedynie ceglany komin do kominka i ściany garażu z pustaków ceramicznych.
Inwestorzy mieli nadzieję, że to już koniec ich budowlanych kłopotów. Tymczasem mniej więcej w dwa lata po zamieszkaniu w nowym domu na elewacji ściany szczytowej, wzdłuż wspomnianego wcześniej komina pojawiły się rysy (Fot. 1). Najpierw były niewielkie, ale po kolejnej zimie wyraźnie się zwiększyły.
Gdy rysują się ściany, przyczyny zwykle szuka się w nierównomiernym osiadaniu domu, czyli w źle zaprojektowanych fundamentach. Tu ta przyczyna była o tyle prawdopodobna, że dom murowany został wybudowany na fundamentach, na których miał stać, znacznie od niego lżejszy, budynek drewniany. Jednak obserwacja ściany szczytowej w pobliżu cokołu (Fot. 2) wykluczyła ten powód; zarysowanie ściany kończyło się bowiem na fundamencie, a on sam nie był nigdzie zarysowany.
Przyczyną uszkodzeń ściany okazał się komin do kominka, który pozostał po rozbiórce domu drewnianego, a dokładniej przerwanie z jego powodu ciągłości obwodowego wieńca stropu nad parterem, który jak obręcz powinien opasywać cały dom. Ponieważ podczas wykonywania stropu komin znalazł się dokładnie na osi wieńca, wykonawca – zamiast pomyśleć o zrobieniu w tym miejscu jakiegoś żelbetowego by-passa – po prostu na szerokości komina wieniec przerwał.
Ponieważ, jak wiadomo, komin podczas palenia w kominku silnie się rozgrzewa (a więc i rozszerza), nic zatem dziwnego, że doprowadził do pękania cienkiej ścianki z betonu komórkowego, którą był od zewnątrz obmurowany (i tynku na niej). Zwłaszcza podczas drugiej, zdecydowanie mroźniejszej od poprzedniej zimy, właściciele bardzo dużo palili w kominku, ogrzewając nim cały dom. I to właśnie po niej zauważyli pęknięcia na ścianie szczytowej, które bardzo ich zaniepokoiły…
Cała sprawa, wbrew pozorom, nie wyglądałaby groźnie (w końcu strop nad parterem wciąż spinał ze sobą dwie podłużne ściany domu), gdy nie to, że rysy pojawiły się także od środka (Fot. 3-6).
Przebiegały one równolegle tuż pod sufitem, co świadczyło, że ściany i strop przemieszczają się względem siebie. Poziome pęknięcia widać też było od zewnątrz na elewacji ściany szczytowej (Fot. 7).
NAPRAWA
W tej sytuacji trzeba było jakoś spiąć ze sobą obie części ściany szczytowej, przedzielonej niefortunnie kominem. Zdecydowano się na wykonanie ściągu z dwóch prętów stalowych o średnicy 20 mm (Rys. 1). Miały one gwintowane końce i były zamocowane za pomocą nakrętek i kontrnakrętek w ceownikach stalowych, przykręconych do podłużnych wieńców dachowych oraz połączone w środku za pomocą śruby rzymskiej, która umożliwiała regulację ich naciągu.
Niestety taki ściąg ma jedną wadę – w stali, z której go wykonano występuje zjawisko relaksacji, czyli mówiąc najprościej siła naciągu spada po pewnym czasie. Dlatego co pewien czas, na przykład co pół roku, trzeba ściąg dociągnąć, oczywiście z wyczuciem, by nie zniszczyć gwintu nakrętek, prętów lub śruby rzymskiej.
Ze względów estetycznych ściąg osłonięto długą deską (Rys.2), sięgającą obu połaci dachu. Oczywiście jest ona zdejmowana, by można było dostać się do śruby rzymskiej, w celu regulacji siły w ściągu.
Rysy i pęknięcia na ścianie szczytowej zostały zaszpachlowane, a cała ściana odmalowana. Pierwszy rok po naprawie pokazał, że ściąg spełnił swoją rolę.
Uwaga! Zarysowania ścian mogą mieć bardzo różne przyczyny. Nie ma też jednego uniwersalnego sposobu ich naprawiania. Dlatego zawsze warto – choćby tylko dla własnego spokoju – skorzystać z pomocy doświadczonego konstruktora, który po obejrzeniu rys i pęknięć, oceni stopień zagrożenia dla mieszkańców i budynku oraz zaproponuje – jeśli to będzie oczywiście konieczne – najlepszy sposób naprawy uszkodzeń.