Kiedyś, gdy glazurę układano na zaprawę cementowo-wapienną, ściany w miejscach, gdzie miała być położona, po prostu nie tynkowano. Jeśli więc płytki nie były układane od podłogi do sufitu, nie było problemu, żeby ich powierzchnia zrównała się ze znajdującym się nad nimi tynkiem.
Obecnie płytki układane są na zaprawie klejowej, która ma grubość co najwyżej kilku milimetrów, więc przed ich przyklejeniem wszystkie ściany się tynkuje. Dotyczy to oczywiście także kuchni i łazienek, gdzie glazurę układa się najczęściej.
Jeśli ze względów estetycznych nie chcemy mieć w tych pomieszczeniach ścian oklejonych płytkami od dołu do samej góry, musimy się liczyć z tym, że powstanie nad nimi „półka” o szerokości do kilkunastu milimetrów. Ponieważ zwykle znajduje się ona powyżej wzroku domowników, więc staje się siedliskiem kurzu. Żeby tego uniknąć, warto wykonać nad płytkami dodatkową warstwę tynku (Rys. 1). Może to być oczywiście tynk wykonany na mokro, ale nawet jeśli cała łazienka jest wytynkowana gipsem, nie będzie to praca prosta i szybka.
Zdecydowanie łatwiej jest przykleić nad płytkami, przycięte na odpowiedni wymiar, płyty gipsowo-kartonowe. Ponieważ mamy do czynienia z łazienką, powinny to być płyty impregnowane o zwiększonej odporności na wodę (zielone), najlepiej te oznaczone symbolem H2.


Płyty g-k mają najczęściej grubości 9,5 i 12,5 mm, ale do celów renowacyjnych produkuje się też cieńsze, o grubości 6,5 cm. Przykleja się je do istniejącego tynku (ewentualnie po zmatowieniu jego powierzchni) gipsową zaprawą klejącą.
Można też zamocować je na silikon sanitarny. Gdy klej nieco podeschnie, styki płyt szpachlujemy. Przed malowaniem warto je jeszcze zaimpregnować, by nie chłonęły farby.
W taki oto prosty, szybki i niedrogi sposób mamy w łazience równe ściany, których dolna część pokryta jest glazurą, a górna – razem z sufitem – pomalowana farbą (Fot. 1).